Trudno nie wierzyć w nic.
Takim tytułem opisuję mój obecny stan emocjonalny.
Kiedyś nie wierzyłam w nic. Byłam zatwardziałą ateistką, nie wierzącą w prawdziwą miłość i szczęście. Przez życiowe doświadczenia moje serce coraz to bardziej oddalało się od świadomości, iż jest zdolne do uczuć. Uczuć, które są piękne, które nie robią nic poza uszlachetnianiem duszy.
Dzisiaj już wiem w co wierzę. Wierzę w miłość i rodzinę. Wierzę w dobro.
Dzisiaj mogę z czystym sumieniem, bez wątpliwości, zastanawiania się i wahań, powiedzieć głośno i z dumą, że znalazłam. Co? Znalazłam coś najcenniejszego. Coś co będzie ze mną już zawsze. Głęboko, tam na dnie. Coś co daje mi uśmiech, radość z życia, ambicje, plany. Coś, dzięki czemu jestem lepszym człowiekiem.
Znalazłam tę duszę, z którą przejdę przez życie z podniesioną głową.
Znalazłam te serce, które kocha ponad wszystko.
Znalazłam zrozumienie, wsparcie, dobro.
Znalazłam przyszłego męża.
Znalazłam ojca moich przyszłych dzieci.
Ręce, które przynoszą ukojenie.
A z tym wszystkim wiąże się jedno - obawa przed utratą. Świadomość tego jakie życie jest kruche. Tego jak niewiele potrzeba aby coś się skończyło.
Coś tak pięknego, co daje tyle szczęścia.
Natomiast kruchość tego piękna jest przerażająca.
"Dziś rano cały świat kupiłeś
Za jedno serce, cały świat
Nad gwiazdy szczęściem się wybiłeś,
Nad czas i morskie głębie lat..."
K.K. Baczyński